Zaznacz stronę

Każdy człowiek posiada błędnik, który współpracuje ściśle ze zmysłem wzroku. Ale nie jest to współpraca bezproblemowa i jak sama nazwa wskazuje – błędnik może wprowadzić nas w błąd. Dzieje się tak, gdy ciało czuje inaczej niż widzą oczy lub gdy oczy widzą to, czego nie czuje ciało. To dlatego czasem nerwowo naciskamy na pedał hamulca, gdy wolno toczy się auto obok nas. Czasem nawet odczuwamy zawrót głowy i nudności, gdy rusza pociąg obok. A co to ma wspólnego z finansami, znajdziesz dalej…

Bo im więcej ciebie chcę – to mam siebie coraz mniej.

Błędnik może pomagać – a może też wywieść w pole… Kiedy żołnierz biegnie przez wąską kładkę, trzyma karabin oburącz przed sobą. Gdyby miał w jednej ręce, to by spadł. Ciało i wzrok muszą mieć spójne sygnały, aby mózg mógł we właściwy sposób przetwarzać informacje. Jeśli tego nie ma, powstaje świat na opak. Kosmonauci po dłuższym okresie w stanie nieważkości czasem mają wrażenie, że świat jest „do góry nogami.”

Ale mózg daje się też oszukać. Jak wiesz, oko widzi wszystko „do góry nogami” – wynika to z praw optyki. Dopiero mózg układa obraz normalnie. Dlatego też zrobiony został eksperyment, w którym kamery najpierw obracały obraz, a potem dostarczały do oka, mózg widział zatem „do góry nogami”. Po trzydziestu dniach mózg… przestawił się i uczestnicy eksperymentu ujrzeli świat „normalnie” i mogli działać, mimo że ich elektroniczne okulary dostarczały odwrócony obraz do oka.

Co ma błędnik, oko i mózg z finansami wspólnego?

Tylko tyle, że wprowadzają cię w błąd. Kiedy twój mózg nie rozumie tego co widzisz, to widzisz to, co ci się wydaje. Dlatego naciskasz na hamulec, gdy stoisz na światłach, a toczy się samochód obok. Jak pamiętamy, Prometeusz dał Zeusowi do wyboru tłuste kawałki i kości pod spodem albo skóry a pod spodem mięso. Nawet Bóg dał się nabrać i wziął to, co ładnie wygląda. No, to przejdźmy zatem do cyfr, skoro już omówiliśmy entourage.

Przyjaciel mój w trakcie spotkania odebrał telefon i był bardzo podekscytowany. Zadzwonił „doradca finansowy” z Banku Korespondencyjnego i zaproponował kredyt na 6,66%. Wywołał tym euforię, ponieważ przyjaciel ma pożyczkę 39 000 od dwóch lat w Banku Kapelusz. Oprocentowana jest na 8,7%, a więc Bank Kapelusz łoi go okrutnie, podczas gdy Bank Korespondencyjny niewątpliwie przyjacielem jest. Pomyślałem sobie, że to trzy cyferki 6,66 – to raczej zły omen. Ale to tylko kulturoznawcze skojarzenie, więc jako doradca postanowiłem sprawdzić.

Otóż pożyczka bankowa została wzięta w lutym 2013 na 84 miesiące. Rata wynosi więc 621,55 zł, a ponieważ już 27 rat do dziś zapłacono, to bilans kredytu wynosi obecnie 28 935,80 zł.

Taniej zawsze lepiej…

Oferta Banku Korespondencyjnego jest zdecydowanie lepsza i oprocentowanie niższe o 2,04%, czyli 6,66%, rata niższa o 105,64 zł, a więc tylko 491,79 zł. Przyjaciel mój już się cieszył z dodatkowej stówy co miesiąc (dokładnie 129,76 zł). Na całym kredycie miał w takim razie zarobić 7100 zł, bo jeszcze 55 miesięcy miał płacić raty. Podnieconym głosem poinformował mnie także, że nie będzie płacić też odsetek do złodziejskiego Banku Kapelusz.

A ja mu ten świetny interes i zarobek zepsułem. Natychmiast demokratycznie, empatycznie i bardzo kategorycznie surowym tonem zabroniłem mu robienia czegokolwiek pod groźbą zerwania przyjaźni. Ale pan „doradca” dzwonił trzy razy dziennie i „delikatnie” czyli nachalnie namawiał do kredytu. Wymusiłem więc stosowny telefon od przyjaciela i porozmawiałem z „doradcą”.

Jakie głupoty słyszysz, jakie cuda widzisz i co rozumie twój skołatany mózg?

Pan „doradca” radosnym głosem poinformował mnie:
• że ma niższe oprocentowanie, bo 6,66%.
• niższą ratę, bo tylko 515,91, a nie 621,55 zł
• do banku kapelusz nie musimy płacić całości kredytu, a tylko to co zostało
• kredyt na pewno był ubezpieczony, więc jak „zwrócą ubezpieczenie”, to jeszcze taniej wyjdzie
• za dodatkowe 130 zł (góra 150 zł) miesięcznie mogę nabyć produkt inwestycyjny, co jeszcze polepszy sytuację
• i taki pakiet korzyści koniecznie trzeba sobie zagwarantować,

a więc powiedz tylko słowo, a będą ci przysłane kurierem dokumenty stosowne. Oniemiałem z zachwytu, i jako skromny intelektualista zapytałem, czy mogę się jeszcze czegoś dowiedzieć, bo ze szczęścia mi rozum odejmuje. Pan „doradca” się ochoczo zgodził.

1/ Na ile lat będzie ten nowy kredyt? – Oczywiście na 7 lat jak ten stary. Ale ze starego już 27 miesięcy przeszło więc powinien być na 55.

2/ Jakie są koszty? 6,66 %. A skąd się biorą? No bank stosuje WIBOR i marżę. 28 935,80 zł plus 1,87 WIBOR (541,10 zł) daje nam 29476,90 zł. Do tego wg Pana „doradcy” doliczamy 4,79% marży. Jasne i jak psu zupa marża bankowi się należy. 29476,90 + marża 4,70 (1411,94 zł) daje kwotę 30888,84 zł. Do tego należy doliczyć opłaty kredytowe – też tylko 6,66% – czyli 1057,20, co razem daje 32946,04 zł. Taki kredyt na 7 lat z oprocentowaniem 6,66 oznacza ratę stałą 491,79 zł.

3/ Kiedy jednak napomknąłem coś o 55 miesiącach rata się nieco zmieniła na 696,74zł miesięcznie.

2% mniej to zawsze taniej…

Tak więc genialna oferta kredytu tańszego o 2,04% i raty o 129,76 zł miesięcznie w efekcie oznaczała:
• wzrost zadłużenia z kwoty 28 935,80 zł do tylko 32 946,04 zł
• przedłużenie kredytu o kolejne 27 miesięcy
• w przypadku zachowania czasu kredytu wzrost wartości raty z 621,55 zł do 696,74 zł

Jest to niewątpliwie pakiet korzyści i dla banku i dla „doradcy” klienta, który nie mógł zrozumieć, czemu ja nie widzę tu korzyści dla mojego przyjaciela.

W latach komuny fryzjer kosztował 20 zł, a pół litra wódki 120 zł. Dlatego krążyły dwa dowcipy. Pierwszy: czemu Waryński jest smutny na stuzłotowym banknocie? Bo nie starcza mu na pół litra. A drugi był sytuacyjny. Dokąd idziesz? – Do fryzjera. Coś ty głupi? Postaw pól litra to szwagier cię za darmo ostrzyże.

Najwięcej rozumu finansowego wykazują moim zdaniem piosenkarki. Kayah śpiewa – bo im więcej ciebie chcę to mam siebie coraz mniej, a Natalia Kukulska – im więcej ciebie, tym mniej, bardziej to czuję niż wiem. Chodzi oczywiście o finansowe korzyści ze zmian oprocentowania kredytu na niższe i lepsze…

Jest takie polskie przysłowie – nie wszystko złoto co się świeci z góry. Ale ja, jako stary szwejkolog jestem fanem najczystszej czeszczyny, czyli češtiny, bo to ładniej brzmi. Otóż bracia Czesi mają równie wspaniałe ludowe porzekadło, które na dodatek jest do rymu i pięknie brzmi. Jednak ze względu na brak poczucia etnicznego i językoznawczego humoru w robotach czeszących Facebook podaję je w okrojonej nieco wersji. Jestem pewny, że temu, kto całości porzekadła szuka wystarczy inteligencji, żeby się domyśleć, co na wierzchu, a co na spodzie. Albo też pierwowzór ludowej mądrości – nie lubianej jednak zbytnio przez wojujące feministki – sam odnajdzie. I z łatwością trzy literki do pierwszej części wstawi. Trzy, bo czeska ortografia trochę inna jest niż polska, gdzie trzeba by aż czterech liter. No, to na Morawach i nad Wełtawą zwykło się mawiać – „Navrch …, vespod fuj”

Tyle masz z tych bankowych ofert, jeśli nie rozumiesz jak to policzyć i jak się w tym wyznawać. Możesz się tego oczywiście nauczyć w łatwy sposób. Wystarczy, że napiszesz maila na afesnak@fts.pl, że jesteś zainteresowany taką wiedzą. Otrzymasz informację kiedy i gdzie najbliższy taki kurs się odbędzie. Możesz też wejść na stronę http://grasz-pieniedzmi.andrzejfesnak.pl, znajdziesz tam literaturę, która pomoże.

Czy to wszystko jest ci do czegokolwiek potrzebne? Czy potrzebujesz zawracać sobie głowę przeliczeniami kredytów i pożyczek, gdy czarno na białym widać mniejsze i korzystniejsze oprocentowanie? Czy potrzebujesz wiedzy na ten temat, czy i jaki kredyt ci się opłaca?

Oczywiście, że nie. Nie musisz się tego wcale uczyć. Bo zawsze powtarzam – każdy ma prawo tracić własne pieniądze w sposób, który uzna za właściwy i w tempie, które przyjmie za dogodne…

Pozdrawiam serdecznie, dr Andrzej Fesnak, EFC®, Finansowy Doktor EuroCash

Pin It on Pinterest